sobota, 6 lipca 2013

vademecum hipochondryka



-->
Francja to kraj, który ma chyba najwięcej dni wolnych od pracy! Jest urlop (25-30 dni), są święta narodowe i kościelne, dzieci co dwa miesiące maja dwa tygodnie szkolnych wakacji, do tego co niektórzy maja tzw. RTT czyli dodatkowe dni urlopowe, dla tych co w tygodniu pracują więcej niż 35 godzin, ale to nie wystarczy! Francuzi to naród nadzwyczaj rozpieszczony! moi dwaj idole biurowi pan M i pani S maja bardzo dobry sposób, żeby ilość tych wolnych od pracy dni jeszcze powiększyć: zwolnienie lekarskie!!
Pomijam fakt, że są to osoby wiecznie zmęczone, zakatarzone, niewyspane, z bolącą głową, z brakiem żelaza, z problemami skory, bo jest za ciepło, za zimno, za mokro za oknem.....! biedaki! logiczne że z takim wrażliwym zdrowiem zasługują oni nie tylko na medal za każdą godzinę obecności w pracy, ale również na kilka dni "odpoczynku", żeby dojść do siebie, dojść do formy. Ich "choroby" są zaprogramowane. Pierwszy etap do dać do zrozumienia wszystkim w biurze, że "coś ze mną nie tak", " jakoś źle się czuję". Następnie, tak żeby wszyscy słyszeli, spędzają godziny na telefonie ze swoimi żonami i mężami, ciociami i rodzicami, kuzynkami i znajomymi, opowiadając jak to z nimi nie ciekawie i że chyba dłużej tak nie pociągną, moje ulubione zdanie to "chyba będę chory" ...!!! i oczywiście, gdy następnego dnia (po tej chorobliwej "komedii") przybywam do biura o 8h29, znajduje wiadomość na sekretarce telefonicznej (zostawiona o 6 rano), umierający glos M obwieszczający że idzie do lekarza i da znać w ciągu dnia co dalej.....

Wszędzie piszą i krzyczą, że lekarze są ostrożni, że nie wydają zwolnień ot tak na byle co, bo boją się kontroli.... ja przestalam w to wierzyć, po kilku latach pracy w moim biurze stwierdzam, że nie ma nic łatwiejszego niż L4! pan M i pani S są chorzy średnio co dwa tygodnie na tydzień! A szef nic na to nie powie tylko unosi oczy do nieba!!! księgowy obliczył ostatnio ile dni pan M był na chorobowym w ciągu ostatniego roku i wyszła mu zawrotna suma: 3miesiace! 
Tak wiec jak będę następnym razem planować wakacje, poproszę M lub S o numer telefonu do ich lekarza ! ;)
W mojej pracy trzeba być chorowitym, jak nie masz problemów zdrowotnych to:

a)      nie masz o czym rozmawiać
b)     nie masz na co narzekać
c)      jesteś dziwny, nikt się do ciebie nie odzywa, bo o czym tu ….
Ostatnio stwierdziłam z jedna z moich ulubionych koleżanek (tak są aż dwie normalne osoby w tej 15 osobowej ekipie) że napiszemy petycje o premię za dobre zdrowie, dodatek dla tych co są w biurze zawsze, nawet jak maja grypę, gorączkę, cieknie im z nosa i nie przestają kaszleć!

Z ostatniej chwili:

Sytuacja S zmieniła się w ciągu ostatnich dwóch lat, jest ona "szczęśliwą" mamą dwóch wiecznie chorych dzieci! to jest nie do zniesienia! nie znam młodej matki, która na pytanie "jak się miewają twoje dzieci zawsze odpowiada z westchnieniem i załamaniem w glosie że ciągle coś! jak nie zapalenie oskrzeli, to uszu, jak nie cieknie z nosa, to gorączka, po prostu teraz dzieci stały się przepustką do redukowania godzin w pracy. Najbardziej popularna jest choroba piątkowa, bardzo groźna! zaczyna się ok 10 rano natarczywymi telefonami męża, który nie ma nic innego do roboty cały dzień tylko wydzwania do S co 4 minuty, a wygląda to tak:
Dzwoni telefon
S: tak kochanie.....ooo! .....co mu jest !! oh jej! ....to nie dobrze.....ma gorączkę?.....S wychodzi do drugiego biura, po kilku minutach wraca, siada stękając coś pod nosem....
Sytuacja powtarza się tak regularnie co jakieś 10 minut cały ranek, oczywiście z każdym telefonem stan chorobowy się pogarsza! nie wystarczy zadzwonić raz i powiedzieć konkretnie: dziecko jest chore, ma gorączkę, kaszle, psika, trzeba wydzwaniać co 5 minut tak żeby wszyscy dookoła się zainteresowali co to takiego strasznego się dzieje, na pytanie co się stało słyszymy: "Z moim synem jest cos nie tak" ale żadnej precyzji, ta farsa trwa do przerwy obiadowej, wychodzę z biura i gdy po godzinie wracam, z caffé latte i uśmiechem na ustach, dowiaduje się ze S musi biec do domu bo "z jej synem jest cos nie tak" i ona musi wracać..... taaaa  niech żyją długie weekendy!
najlepsze jest to że nikt nic nie mówi, nie widzi że wyszła dwie godziny wcześniej… norma przecież, ale o tym jak S się szarogęsi jeszcze wam opowiem.

Z jednej rozmowy telefonicznej wywnioskowałam że dziecku wychodzą ząbki, stwierdziłam więc, że następnego dnia zadzwonię rano do biura i powiem, że wrócę za kilka miesięcy bo Emmie wychodzą ząbki, bardzo źle to znosi, chyba to strasznie bolesne, ma ich dopiero 6, wiec poczekam spokojnie w domu aż ten "koszmar" się skończy! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz