piątek, 5 lipca 2013

don't worry be happy

Muzyka w mojej glowie:




Poniedziałek 8h30, zaczyna się nowy dzień, nowy tydzień, właśnie skończył się weekend.

Zjawiam się w biurze o 8h29,
Pan M. już wisi na telefonie i załatwia sprawy wagi państwowej:

- po raz dziesiąty w tym miesiącu zmienia operatora swojej sieci telefonicznej, lub Internetu w domu

- sprawdza w banku stan swojego konta, bo dziwnym trafem liczby na koncie nie odpowiadają tym, które sobie ręcznie zapisał w zeszycie A4 w dużą kratkę,

- rozważa ze swoja drugą żoną układ mebli w salonie czy sypialni, sprawdza czy ilość posiadanych przez niego koszul zmieści się do nowo zamówionej, na francuskim "ALLEGRO" (leboncoin), używanej szafy dwudrzwiowej

Wypił już dwie nespresso, what else, ale nadal nie wygląda jak Georges Clooney !!! wręcz przeciwnie! Z głowy na ramiona i na oparcie krzesła pada śnieg, zapach spod marynarki nie zachęca do bliskich rozmów, białe frotowe skarpetki wystają spod garniturowych spodni....

- cześć co tam?! rzucam radośnie, z wielkim uśmiechem na twarzy, pełna energii i entuzjazmu na nowy rozpoczynający się dzień, ale M. patrzy na mnie jakbym się naćpała:

-   - czeeee eeee eeść, spooookooo a cooo uuu ciebieeee...... i nie czekając nawet na moja odpowiedź ..

(bo francuskie "ca va" to nie jest prawdziwe pytanie, dwa słowa, które trzeba powiedzieć, ale nigdy na nie nie odpowiadać! odpowiedz na "ca va?" jest tylko jedna: "Ca va". spróbowalibyście tylko się poskarżyć, albo zacząć opowiadać swoje życie! ich to nie obchodzi, to taki rytuał, taka codzienność, jak mruganie powiekami!)

tak wiec M. rzuca mi ca va? po czym zaczyna się żalić: znowu....ex mojej zony......moja ex.......moja córka......mój syn.......ten kretyn.........odważył się.........została zwolniona........przegraliśmy........trzeba było jechać do szpitala.........zawsze te same zwroty, mniej więcej te same historie, jego życie to jakaś telenowela! słuchając jednym uchem jak narzeka obmyślam jakby wyglądał serial tasiemiec z nim i jego zona w roli głównej! byłby to niewątpliwie niewyczerpany temat nowych epizodów.





10h20


Zjawia się S. moja najlepszejsza, najulubiensza koleżanka! jak zwykle spóźniona, odkąd tam pracuje ona nigdy nie przyszła na czas, ani nie wyszła o czasie, zawsze spóźniona i gotowa do wyjścia przed czasem....wiec znów sięgam po mój big smile, lecz moje radosne  "BONJOUR CA VA! nie pomaga, powiedziałoby się, że S. przeżyła najgorszy weekend jej życia, że pozbawiono jej wszelkich sił witalnych, wszelkiej energii i zdrowia. Zielono-żółto-fioletowa na twarzy z podkrążonymi oczami, bez grama makijażu, bez śladu uśmiechu, odpowiada mi zimno dzień dobry, odkłada torebkę pod biurko i pełna bólu przemierza korytarz w stronę biura I. aby przez resztę poranka dzielić z nią swe niedole, wyżalić się i debatować nad brakiem kompetencji i pomyłkami jakie bezustannie popełniają wszyscy ludzie dookoła niej.

Jeśli chodzi o panią I. to od samego poniedziałkowego ranka wpada do biura jak burza, jak huragan, obnosi się ze swoim złym humorem, krzyczy, narzeka, przez co zaznacza wszystkim obecnym, że lepiej do niej nie podchodzić, o nic nie pytać, nic nie chcieć ona ma pracy co nie miara i nie ma na nic innego czasu. Na próżno staram się przełączyć jej czekających po drugiej stronie słuchawki ludzi, za każdym telefonem słyszę: "co on znowu chce!" 'oh nie tylko nie ona!" "oh nie, tylko nie on, niech mi maila napisze" "zapisz wiadomość, teraz nie mogę z nim rozmawiać" "znowu!"  i tak po kilku nieudanych połączeniach słyszę od I. "nie przekazuj mi żadnych połączeń tego rana, musze skończyć kilka spraw".....

jak widać mój poranny entuzjazm jest zupełnie nie na miejscu.....

11h05

potrzebuje otuchy, musze przypomnieć sobie że świat jest piękny i wspaniały: wysyłam do C. sms "kocham cię" i tym razem reakcja po drugiej stronie słuchawki jest prawidłowa :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz