czwartek, 18 lipca 2013

szok kulturowy


Francuzi sa jak roboty, zaprogramowani, nie potrafia wyjsc poza swoje przyzwyczajenia, patrzac na nich ma sie czesto wrazenie, ze naprawde przylecialo sie z innej planety, do przyzwyczajen naleza nie tylko strajki i kategorcznie nieprzekraczalne 35 godzin tygodniowej pracy, z czego 17,5 godziny spedza sie na kawie i papierosie, 15 godzin na rozmowach telefonicznych i narzekaniu na nadmiar obowiazkow i brak czasu na ich wykonanie…….

Pewne rytualy objawiaja sie notorycznie w prostocie zycia codziennego:

Przede wszystkim: POSILKI! To one nakrecaja rytm calego dnia! Wokol nich kreci sie zycie: sniadanie, obiad, podiweczorek, kolacja!

Kazdy o wyznaczonej, nieprzekraczalnej godzinie. Najlepiej widac to obserwujac francuskie restauracje: rano od 7/8:00 mozna juz sie napic kawy i zjesc croissanta, ale jak za dlugo spicie i zjawicie sie ok 10-11, nikt wam sie nie postara o sniadanie, bo oni juz sie beda szykowac do obiadu, w niektorych bistro i restauracjach od 11h30 juz wam nie pozwola usiasc jesli nie zamawiacie jedzenia, bo wszystkie stoliki sa zarezerwowane dla tych co beda jesc obiad.

Pora obiadowa konczy sie ok 14h30/15. I wtedy wrecz przeciwnie, nie dostaniecie juz nic do jedzenia, bo kuchnia juz posprzatana, po 15h mozna juz tylko sie napic. Glodni musza poczekac tak do 19/19h30 az kuchnia znowu zostanie otwarta! Sa tez takie restauracje co otwieraja wylacznie na czas posilkow, bo kto je w nie wyznaczonych do tego godzinach! Kto? Niekulturalni  i nieokrzesani turysci i cucodziemcy! I te restauracje, ktore to zrozumialy i postanowily na niekontrolowanym glodzie tych dziwnych istot zarobic, z duma wywieszaja na drzwiach plakietki z napisem „kuchnia wydaje caly dzien!”

Jesli juz o jedzeniu mowa to takie anegdotki „ z zycia wziete”:

Przede wszystkim KAWA: kawa rano, na pobudke i  po obiedzie na trawienie, koniecznie PO posilku i w formie pigulki, nie ma mowy o mojej ukochanej caffé latte! Nie dostaniecie latte we francuskiej café! A jak juz odwazycie sie poprosic to przyniosa wam tzw café crème, czyli zwykla filizanke kawy z mlekiem. A ja np uwielbiam duzy kubek kawy z mlekiem, ktora mozna wypic o kazdej porze dnia (i nocy) hmmmmm kazdy ma swoje upodobania, ale moje dziwne „picie kawy” wywolalo niezle zamieszanie w biurze, pan V. Nie wierzyl wlasnym oczom, ze kawe mozna pic w czyms wiekszym niz filizanka do espresso i na dodatek z mlekiem, myslal ze przygotowalam sobie jakas zupe instant !.... a gdy juz mu powiedzialam ze to KAWA Z MLEKIEM, ze zdziwieniem zapytal tylko jak moje serce znosi taka ilosc kofeiny ....taaaa wariatka ze mnie phi! Przeciez z Polski przyjechalam zero savoir vivre, na mojej wsi nie wiedza co to „kultura picia kawy”, spimy przeciez na slomie, w drewnianych domach, poruszami sie ryczkami konnymi i pola uprawiamy sila wlasnych miesni! Co bede z siebie snobke robic, siorbac 3ml kawy mocnej jak cholera, przez pol godziny i zajadac kosteczka czarnej czekolady na oslode zycia! Nie, to mi nie smakuje, to mi nie pasuje i tyle! Opowiem wam za to jak wyglada rytulal delektowania sie mala czarna w wydaniu pana V: 10 razy dziennie (ostatnio policzyl ze wypija dziennie 10 espresso! A mi sie pyta czy moje serce wytrzymuje zupe latte!) wiec 10 razy dziennie biegnie do malej biurowej kuchni, z oknem na podziemmny garaz, z drzwiami kolo WC, nerwowym gestem rozrywa karton z kapsulkami, drzaca dlonia przygotowuje filizaneczke, napelnia ja na jakies 2cm, miesza i wypija na dwa razy nad kuchennym zlewem, po czym szybkim krokiem powraca do swojego biurka....oto prawdziwa kawowa klasa!

Kawa to tez przede wszystkim "pobudzacz", nigdy tego nie zrozumialam, bo ja po kubku czarnej kawy nadal zdolna jestem zasnac, ale wiem, ze sa tacy, ktorym to pomaga/lub przeszkadza. We Francji ludnosc ma WIELKIE klopoty ze snem, francuzi spia z zatkanymi uszami i zawiazanymi oczami i zamknietymi na cztery sposty okiennicami! zaden promien swiatla, zaden dzwiek nie moze naruszyc ich delikatnego snu! jak raz zasnelam w takim zamknietym okiennicami pokoju to spalam do 15 bo myslalam ze noc jest ciagle i przypuszczam, ze gdybym nie spojrzala na zegarek przespalabym duzo wiecej. Tak wiec totalna ciemnosc, totalna cisza i wieczne niewyspanie to senne historie francuzow. Mam jenda fajna anegdote a propos kawy i jej wartosci pobudzajacych. Otoz, przebywalam z jedna rodzina na poludniu Francji podczas letnich wakacji. Zaprosili na kilka dni znajomych, zrobili uroczysta kolacje. Pan domu zaserwowal na deser lody! pyszne! kawowe, kokosowe, malinowe, waniliowe...klasyk. Na drugi dzien rano witam z usmiechem jedna z pan, pytam czy ca va i czy dobrze spala. slysze ze sle spala, ale to mnie nie dziwi bo nie znam Francuzki co dobrze sypia, jednak gdy mowi mi, ze nie mogla spac przez te dwie lyzeczki lodow kawowych, ktore zjadla wczoraj wieczorem, musze sie bardzo kontrolowac, zeby nie zrobic i nie powiedziec czegos glupiego......i tu zakoncze te opowiesc ;)

Pain  au chocolat i inne slodkosci:

Francuzi nie podjadaja, ok to sie chwali, ale w ich wydaniu to juz przesada. Np taki pain au
chocolat czy rogalik dozwolony jest wylacznie na sniadanie, i Bron Boze codziennie! OD SWIETA! Wyobrazcie wiec sobie zdziwione spojrzenia moich biurowych kolezanek, kiedy pewnego dnia przybylysmy z M. na przerwe obiadowa z dwoma pain au chocolat! No co taka nas naszla ochota! Wydawaloby sie ze spadlysmy z innej planety, 13h00 to godzina sandwicza, salatki, lub jakiegos dania cieplego! Znowu niecywilizowana Polka nie wie jak sie zachowac! A ja wam powiem tylko jedno: jem jak jestem glodna, a nie jak godzina tego nakazuje i jem to, na co mam ochote, a nie to, co lubia inni, a na dodatek nie zagladam innym do talerza, my marsjanie tak mamy!

Kinder czekoladki i inne stwory:

Dzieci maja przywilej „podwieczorkowania” o 16h0/16h30 jak wychodza ze szkoly nianki i inne opiekunki czekaja na nie z bagietka i dwoma kostkami czeklady! Te bardziej rozpieszczone dostaja po ciasteczku, albo jakims batoniku, ale to baaardzo rzadkie. Takie rarytasy sa za drogie!
Dzieciom nie kupuje sie slodyczy! Uwaga uwaga, znacie Kinder schoco bons ? takie male czekoladowe cukiereczki? Kto z was nie pokusil sie juz nie raz i nie wciagnal calej paczki tych pysznosci? Otoz mialam taka paczke w biurze, tak zeby sobie podjadac i poczestowac kolegow i kolezanki, przyszla I. wziela jednego i zachwycila sie jakie to pyszne.... mowie no pewka przeciez to Kinder, a ona na to ze pierwszy raz w zyciu to je! ..... I. jest po czterdziestce i ma dwojke dzieci w wieku szkolnym i nigdy nie jadla kinderek! ? zjadla, stwierdzila ze pyszne, po czym zaczela swoj wywod, ze ona dzieciom zadnych kinder bueno i innych takich  nie kupuje, bo to za drogo, bo inne dzieci sa zazdrosne, bo nie wiadomo co ....eh smutne dziecinstwo bez kinderek, smutna czterdziestka bez kinderek......

tyle na dzisiaj, zmykam naszla mnie ochota na czekolade !!! 

piątek, 12 lipca 2013

Paryskie zycie

Ten temat musze poruszyc! Wiele rzeczy juz we Francji slyszalam i widzialam, wiele przezylam, ale niespodzianki czekaja na kazdym rogu ulicy!

To co wydaje sie niemozliwe dla chyba wiekszosci z nas, w Paryzu staje sie codziennoscia. Opowiem wam o tym, jak sie w Paryzu mieszka, jest to temat warty poruszenia, bo nie wszyscy z was zdaja sobie sprawe w jakich warunkach mozna sie zadomowic :) Ludzie mieszkaja tu w pomieszczeniach mierzacych 7/8/9m², na 6tym, 7mym pietrze BEZ windy, z kretymi waskimi schodami, z toaleta na korytarzu, wspolna z reszta mieszkancow i kto wie z kim jeszcze. Kabina prysznicowa jest coraz czesciej w wyposazeniu "mieszkania", ale nadal nalezy do luksusu! Zdaza sie bowiem, ze pokoj posiada wylacznie umywalke.... (i tu pojawia sie na nowo bardzo trudna kwestia higieny i czystosci tego narodu) ale kto by narzekal! komu brakuje lazienki, jesli ma widok na wierze Eiffel'a, jak mozna sie skarzyc na tak przyziemne sprawy gdy ma sie mozliwosc mieszkania w Paryzu!! To okropne, ale tak jest!

Jestesmy wiec szczesliwymi posiadaczami dachu nad glowa w Paryzu, ktory udalo nam sie wynajac z niemalym trudem, dostarczajac wlascicielowi milion zaswiadczen i papierow o nadzwyczaj wysokich dochodach, deklaracje zyranta, ktory obiecuje placic za mnie czynsz, gdy ja przestane..... nasze cztery katy sa bardzo praktyczne: wstajac z lozka znajdujemy sie od razu pod prysznicem, a spod prysznica trafiamy prosto na drzwi szafy (jesli takowa sie w naszym "mieszkaniu" miesci). Ubieramy sie wiec i wybiegamy radosnie "na miasto",  poranna gimnastyke zaliczamy schodzac po schodach z 7ego pietra i majac wielka nadzieje ze nic nie zapomnielismy (nie trzeba sie bedzie wracac!)

to taki ogolny zarys tego zjawiska, a teraz podziele sie z wami dwoma anegdotami, ktore bezposrednio "przezylam", i ktore uwazam godne sa opisania :

1) historia nr 1:

 drugi etap paryskiego zycia, to porzucenie z wielkim sentymentem naszych 8m² i przeprowadzka do wiekszego mieszkania, ktore dzielic bedziemy ze wspollokatorem/wspollokatorka. To jedyny sposob, zeby oplacic czynsz, ktory czesto przebija przecietne zarobki, ludzi pracujacych na pelen etat. Dla przykladu zaznaczam ze za nasze 7/8/9m² placilismy miedzy 450 à 600€ !
Tak wiec przeprowadzka! ah nareszcie mozna sie przejsc z lazienki do pokoju, z pokoju do kuchni, nareszcie mozemy chodzic wyprostowani nie uderzajac glowa o skosny dach i sciany poddasza (zapomnialam dodac, ze pokoje sa czesto na poddaszu). Mieszkalam tak kilka miesiecy z jedna mloda Francuzka, o ktorej nietypowych przyzwyczajeniach jeszcze wam opowiem ;) pewnego dnia zapukala do naszych drzwi wlascicielka mieszkania, obok niej stala dziewczyna w naszym wieku. Przywitala sie z nami, przedstawila nam dziewczyne, wytlumaczyla ze wynajmuje ona pokoj na przeciwko, a poniewaz jest w nim jedynie umywalka, moze moglaby przyjsc do nas OD CZASU DO CZASU (bo kto sie myje codziennie!) wziac prysznic!!!! Siedzicie jeszcze? i jak tu zareagowac? co odpowiedziec w takiej sytuacji, patrzac tej dziewczynie w oczy? zszokowane odpowiedzialysmy cichym "ok", zal nam bylo tej dziewczyny. Drzwi sie zamknely, a my stalysmy w oslupieniu, gdzies w srodku nas mialysmy chyba nadzieje ze nie odwzy sie ona przyjsc, bo to przeciez strasznie niezreczna sytuacja, na dodatek w ogole sie nie znamy!!!

Kilka dni pozniej, dziewczyna zapukala do naszych drzwi z pudelkiem czekoladek i dobrej herbaty w rekach, nie przyszla sie umyc, przyszla przeprosic i porozmawiac. Byla Rosjanka, dala sie wrobic w ten pokoik poniewaz zalatwiala wszystkie formalnosci na dystans, zeby wszystko bylo gotowe na jej przyjazd do Paryza, oczywiscie wlascicielka zataila fakt, ze nie ma tam prysznica, dala jej do zrozumienia ze jest pelne wyposazenie! W dniu wreczenia klucza, gdy nowa lokatorka zdziwila sie zastanymi warunkami mieszkaniowymi, wlascicielka powiedziala jej, ze przeciez zawsze moze zapisac sie do jakiegos fitness clubu, tam przeciez maja prysznice !..........
i moze w tym momencie przerwe te opowiesc, mysle ze nic wiecej dodawac nie trzeba, mysle ze i tak juz jestescie gleboko wstrzasnieci, dla ulatwienia dodam, ze zapis do fitness clubu na rok wynosi dobre 1000€....

2) historia nr 2:

pani M. ma do wynajecia "pokoj" (czyli wyzej opisany "chambre de bonne" dokladnie "pokoj sluzacej") pyta mnie czy nie znam kogos, kto szuka MIESZKANIA? wychwala dzielnice (fakt czesto pokoje te znajduja sie w najlepszych dzielnicach Prayza, nic dziwnego, tylko bogaczy stac na sluzbe), mowi ze piekny widok z okna, ze pokoj swiezo wyremontowany,..... i uwaga! kibelek jest W pokoju! (REPEAT PLEASE!) ...w mojej glowie zaczynaja tanczyc obrazy, oczyma duszy widze maly pokoik z WC  przy glowie lozka (poniewaz w nogach lozka jest juz kabina prysznicowa!) ciezko mi sobie to wyobrazic, bo w 9m² WC zawsze bedzie ZA BLISKO lozka ! moja wyobraznia idzie dalej, zaczynam sobie mowic ok to taki pokoj dla modego imprezowicza, bez biegania do toalety!!!......STOP! mam ochote sie uszczypnac! przestan takich rzeczy nie mozna sobie nawet wyobrazac! to wszystko dzieje sie w mojej glowie w czasie gdy pani M kontynuuje swoj wywod i "sprzedaje" mi swoj pokoj! Musze wygladac dziwnie (moja niekontrolowana mimika twarzy jest zdradziecka!) bo pani M szybko sie wycofuje i mowi: Ale wiesz toaleta na korytarzu  jest w bardzo dobrym stanie! wszyscy zawsze jej uzywaja! a WC w pokoju czesto sluzy jako półka, mozna cos tam postawic (moze jakis kwiat mysle sobie!)......

To mnie przerasta WTF?

Zostaje mi przeciez tylko polecic te rezydencje jednej z moich kolezanek!





środa, 10 lipca 2013

Alice in Workland

Środa 11h07 :

Jak by wam tu najlepiej streścić moje doświadczenia biurowe....

"Ale ja nie chciałabym mieć do czynienia z wariatami - rzekła Alicja. 

- O, na to nie ma już rady - odparł Kot. - Wszyscy mamy tutaj bzika. Ja mam bzika, ty masz bzika.
- Skąd może pan wiedzieć, że ja mam bzika? - zapytała Alicja. 
- Musisz mieć. Inaczej nie przyszłabyś tutaj.” 


 ***
15h00

pan M. jest moją nieustanną inspiracją, moją muzą! postanowiłam więc przybliżyć wam dziś jego osobowość, jego zapał do wykonywanej pracy, jego pasje dla tego co robi! :


IMIE: M.
NAZWISKO: ******
ZAWOD: szofer
JEGO MOTTO: nie mam czasu
MOTTO nr 2: jestem przepracowany

gdy sie go o cos prosi:

ODPOWIEDZ 1: wszystkie te samochodowe historie dzialaja mi na nerwy!
ODPOWIEDZ 2: nie jestem kamerdynerem, jestem szoferem
ODPOWIEDZ 3: nie jestem dostawca

kiedy ma gdzies pojechac:

PARYZ: nie da sie nigdzie zaparkowac
PRZEDMIESCIA: za daleko, nie bedzie sie specjalnie meczyl
MISJA DO WYKONANIA: CHOLERA nie mam czasu!
CO NAJBARDZIEJ LUBI ROBIC W BIURZE: sledzic forum internetowe jego ulubionej plkarskiej ekipy

MAGICZNA MOC: zniknac kiedy sie go szuka,
MAGICZNA MOC 2: stac sie niewidzialnym, zeby nikt go o nic nie prosil

MAGICZNA MOC NAD KTORA PRACUJE: zrobic to, co mam do zrobienia, nie ruszajac sie z biura, albo najlepiej zeby sie samo zrobilo :) 



***
17h30 

“Be what you would seem to be- or, if you'd like it put more simply- Never imagine yourself not to be otherwise than what it might appear to others that what you were or might have been was not otherwise than what you had been would have appeared to them to be otherwise.” 


(A stąd morał: Bądź, kim się zdajesz, lub, jesli wolisz prościej: Nie myśl sobie, że nie jesteś kimś innym niż mogłoby się wydawać innym że będąc kim jesteś lub mogłabyś być nie byłabyś kimś innym niż byłabyś gdybyś wydawała im się kims innym.)

sobota, 6 lipca 2013

vademecum hipochondryka



-->
Francja to kraj, który ma chyba najwięcej dni wolnych od pracy! Jest urlop (25-30 dni), są święta narodowe i kościelne, dzieci co dwa miesiące maja dwa tygodnie szkolnych wakacji, do tego co niektórzy maja tzw. RTT czyli dodatkowe dni urlopowe, dla tych co w tygodniu pracują więcej niż 35 godzin, ale to nie wystarczy! Francuzi to naród nadzwyczaj rozpieszczony! moi dwaj idole biurowi pan M i pani S maja bardzo dobry sposób, żeby ilość tych wolnych od pracy dni jeszcze powiększyć: zwolnienie lekarskie!!
Pomijam fakt, że są to osoby wiecznie zmęczone, zakatarzone, niewyspane, z bolącą głową, z brakiem żelaza, z problemami skory, bo jest za ciepło, za zimno, za mokro za oknem.....! biedaki! logiczne że z takim wrażliwym zdrowiem zasługują oni nie tylko na medal za każdą godzinę obecności w pracy, ale również na kilka dni "odpoczynku", żeby dojść do siebie, dojść do formy. Ich "choroby" są zaprogramowane. Pierwszy etap do dać do zrozumienia wszystkim w biurze, że "coś ze mną nie tak", " jakoś źle się czuję". Następnie, tak żeby wszyscy słyszeli, spędzają godziny na telefonie ze swoimi żonami i mężami, ciociami i rodzicami, kuzynkami i znajomymi, opowiadając jak to z nimi nie ciekawie i że chyba dłużej tak nie pociągną, moje ulubione zdanie to "chyba będę chory" ...!!! i oczywiście, gdy następnego dnia (po tej chorobliwej "komedii") przybywam do biura o 8h29, znajduje wiadomość na sekretarce telefonicznej (zostawiona o 6 rano), umierający glos M obwieszczający że idzie do lekarza i da znać w ciągu dnia co dalej.....

Wszędzie piszą i krzyczą, że lekarze są ostrożni, że nie wydają zwolnień ot tak na byle co, bo boją się kontroli.... ja przestalam w to wierzyć, po kilku latach pracy w moim biurze stwierdzam, że nie ma nic łatwiejszego niż L4! pan M i pani S są chorzy średnio co dwa tygodnie na tydzień! A szef nic na to nie powie tylko unosi oczy do nieba!!! księgowy obliczył ostatnio ile dni pan M był na chorobowym w ciągu ostatniego roku i wyszła mu zawrotna suma: 3miesiace! 
Tak wiec jak będę następnym razem planować wakacje, poproszę M lub S o numer telefonu do ich lekarza ! ;)
W mojej pracy trzeba być chorowitym, jak nie masz problemów zdrowotnych to:

a)      nie masz o czym rozmawiać
b)     nie masz na co narzekać
c)      jesteś dziwny, nikt się do ciebie nie odzywa, bo o czym tu ….
Ostatnio stwierdziłam z jedna z moich ulubionych koleżanek (tak są aż dwie normalne osoby w tej 15 osobowej ekipie) że napiszemy petycje o premię za dobre zdrowie, dodatek dla tych co są w biurze zawsze, nawet jak maja grypę, gorączkę, cieknie im z nosa i nie przestają kaszleć!

Z ostatniej chwili:

Sytuacja S zmieniła się w ciągu ostatnich dwóch lat, jest ona "szczęśliwą" mamą dwóch wiecznie chorych dzieci! to jest nie do zniesienia! nie znam młodej matki, która na pytanie "jak się miewają twoje dzieci zawsze odpowiada z westchnieniem i załamaniem w glosie że ciągle coś! jak nie zapalenie oskrzeli, to uszu, jak nie cieknie z nosa, to gorączka, po prostu teraz dzieci stały się przepustką do redukowania godzin w pracy. Najbardziej popularna jest choroba piątkowa, bardzo groźna! zaczyna się ok 10 rano natarczywymi telefonami męża, który nie ma nic innego do roboty cały dzień tylko wydzwania do S co 4 minuty, a wygląda to tak:
Dzwoni telefon
S: tak kochanie.....ooo! .....co mu jest !! oh jej! ....to nie dobrze.....ma gorączkę?.....S wychodzi do drugiego biura, po kilku minutach wraca, siada stękając coś pod nosem....
Sytuacja powtarza się tak regularnie co jakieś 10 minut cały ranek, oczywiście z każdym telefonem stan chorobowy się pogarsza! nie wystarczy zadzwonić raz i powiedzieć konkretnie: dziecko jest chore, ma gorączkę, kaszle, psika, trzeba wydzwaniać co 5 minut tak żeby wszyscy dookoła się zainteresowali co to takiego strasznego się dzieje, na pytanie co się stało słyszymy: "Z moim synem jest cos nie tak" ale żadnej precyzji, ta farsa trwa do przerwy obiadowej, wychodzę z biura i gdy po godzinie wracam, z caffé latte i uśmiechem na ustach, dowiaduje się ze S musi biec do domu bo "z jej synem jest cos nie tak" i ona musi wracać..... taaaa  niech żyją długie weekendy!
najlepsze jest to że nikt nic nie mówi, nie widzi że wyszła dwie godziny wcześniej… norma przecież, ale o tym jak S się szarogęsi jeszcze wam opowiem.

Z jednej rozmowy telefonicznej wywnioskowałam że dziecku wychodzą ząbki, stwierdziłam więc, że następnego dnia zadzwonię rano do biura i powiem, że wrócę za kilka miesięcy bo Emmie wychodzą ząbki, bardzo źle to znosi, chyba to strasznie bolesne, ma ich dopiero 6, wiec poczekam spokojnie w domu aż ten "koszmar" się skończy! 


piątek, 5 lipca 2013

don't worry be happy

Muzyka w mojej glowie:




Poniedziałek 8h30, zaczyna się nowy dzień, nowy tydzień, właśnie skończył się weekend.

Zjawiam się w biurze o 8h29,
Pan M. już wisi na telefonie i załatwia sprawy wagi państwowej:

- po raz dziesiąty w tym miesiącu zmienia operatora swojej sieci telefonicznej, lub Internetu w domu

- sprawdza w banku stan swojego konta, bo dziwnym trafem liczby na koncie nie odpowiadają tym, które sobie ręcznie zapisał w zeszycie A4 w dużą kratkę,

- rozważa ze swoja drugą żoną układ mebli w salonie czy sypialni, sprawdza czy ilość posiadanych przez niego koszul zmieści się do nowo zamówionej, na francuskim "ALLEGRO" (leboncoin), używanej szafy dwudrzwiowej

Wypił już dwie nespresso, what else, ale nadal nie wygląda jak Georges Clooney !!! wręcz przeciwnie! Z głowy na ramiona i na oparcie krzesła pada śnieg, zapach spod marynarki nie zachęca do bliskich rozmów, białe frotowe skarpetki wystają spod garniturowych spodni....

- cześć co tam?! rzucam radośnie, z wielkim uśmiechem na twarzy, pełna energii i entuzjazmu na nowy rozpoczynający się dzień, ale M. patrzy na mnie jakbym się naćpała:

-   - czeeee eeee eeść, spooookooo a cooo uuu ciebieeee...... i nie czekając nawet na moja odpowiedź ..

(bo francuskie "ca va" to nie jest prawdziwe pytanie, dwa słowa, które trzeba powiedzieć, ale nigdy na nie nie odpowiadać! odpowiedz na "ca va?" jest tylko jedna: "Ca va". spróbowalibyście tylko się poskarżyć, albo zacząć opowiadać swoje życie! ich to nie obchodzi, to taki rytuał, taka codzienność, jak mruganie powiekami!)

tak wiec M. rzuca mi ca va? po czym zaczyna się żalić: znowu....ex mojej zony......moja ex.......moja córka......mój syn.......ten kretyn.........odważył się.........została zwolniona........przegraliśmy........trzeba było jechać do szpitala.........zawsze te same zwroty, mniej więcej te same historie, jego życie to jakaś telenowela! słuchając jednym uchem jak narzeka obmyślam jakby wyglądał serial tasiemiec z nim i jego zona w roli głównej! byłby to niewątpliwie niewyczerpany temat nowych epizodów.





10h20


Zjawia się S. moja najlepszejsza, najulubiensza koleżanka! jak zwykle spóźniona, odkąd tam pracuje ona nigdy nie przyszła na czas, ani nie wyszła o czasie, zawsze spóźniona i gotowa do wyjścia przed czasem....wiec znów sięgam po mój big smile, lecz moje radosne  "BONJOUR CA VA! nie pomaga, powiedziałoby się, że S. przeżyła najgorszy weekend jej życia, że pozbawiono jej wszelkich sił witalnych, wszelkiej energii i zdrowia. Zielono-żółto-fioletowa na twarzy z podkrążonymi oczami, bez grama makijażu, bez śladu uśmiechu, odpowiada mi zimno dzień dobry, odkłada torebkę pod biurko i pełna bólu przemierza korytarz w stronę biura I. aby przez resztę poranka dzielić z nią swe niedole, wyżalić się i debatować nad brakiem kompetencji i pomyłkami jakie bezustannie popełniają wszyscy ludzie dookoła niej.

Jeśli chodzi o panią I. to od samego poniedziałkowego ranka wpada do biura jak burza, jak huragan, obnosi się ze swoim złym humorem, krzyczy, narzeka, przez co zaznacza wszystkim obecnym, że lepiej do niej nie podchodzić, o nic nie pytać, nic nie chcieć ona ma pracy co nie miara i nie ma na nic innego czasu. Na próżno staram się przełączyć jej czekających po drugiej stronie słuchawki ludzi, za każdym telefonem słyszę: "co on znowu chce!" 'oh nie tylko nie ona!" "oh nie, tylko nie on, niech mi maila napisze" "zapisz wiadomość, teraz nie mogę z nim rozmawiać" "znowu!"  i tak po kilku nieudanych połączeniach słyszę od I. "nie przekazuj mi żadnych połączeń tego rana, musze skończyć kilka spraw".....

jak widać mój poranny entuzjazm jest zupełnie nie na miejscu.....

11h05

potrzebuje otuchy, musze przypomnieć sobie że świat jest piękny i wspaniały: wysyłam do C. sms "kocham cię" i tym razem reakcja po drugiej stronie słuchawki jest prawidłowa :)